Tatry. Tęskniłam za nimi miesiącami. Marzyłam o tym, żeby w końcu nacieszyć oczy ich majestatycznym widokiem. Spakowałam więc plecak i ruszyłam. W zasadzie ruszyłyśmy, bo była to babska, rodzinna, urodzinowa wyprawa. Głównym celem były krokusy ale… no właśnie, mimo kiepskich prognoz chyba żadna z nas nie spodziewała się, że na miejscu zamiast gór zobaczy… jedną wielką, nie kończącą się plamę mgły, która na dodatek wcale nie miała zamiaru się wycofać.
Nie zrozumcie mnie źle, wcale nie uważam żeby mgła nie była pięknym zjawiskiem. Wręcz przeciwnie, w czasie tego krótkiego pobytu miałam okazję przyjrzeć się jej niezaprzeczalnej urodzie. Pozostawał tylko jeden problem – bezczelnie zasłaniała nam najważniejszą część sceny ;)
Śmiało mogę powiedzieć, że od całkowitego załamania uratował mnie mój aparat. Przypomniałam sobie słowa pewnego fotografa: ” Módl się o złą pogodę. Ona przyczynia się do dobrych zdjęć”. Oczywiście nie interpretowałam tego cytatu tak dosłownie - modliłam się raczej o to aby pogoda się poprawiła, co poniekąd przyniosło kolejnego dnia niewielkie efekty :) Mimo zawodu jaki czułam w związku z zaistniałą sytuacją, przede mną rozpościerały się nadal nieco inne piękne widoki, postanowiłam więc wziąć się w garść i wykorzystać szansę jaką daje mi ta sytuacja.
I tak właśnie powstały zdjęcia w górach na których… gór nie widać ;)
P.S. Tak, do tego wszystkiego jeszcze padało. I było zimno. Na szczęście nie pojawiła się burza ani żaden głodny niedźwiedź ;) Widziałam za to krokusy. Ale o tym następnym razem.